Napisz do nas: biuro@czerkawski.com.pl lub zadzwoń: +48 884 349 883
Naszą wiarygodność
potwierdza certyfikat:
Śledź historie
naszych klientów na:

Sfałszowane dokumenty po wypadku




Do naszej kancelarii zgłasza się coraz więcej osób poszkodowanych w związku z wypadkami w pracy. W większości winę za te zdarzenia ponoszą pracodawcy, którzy nagminnie nie stosują się do przepisów BHP. Brak środków ochrony osobistej, złe zabezpieczenia prac na wysokościach, jak również brak uprawnień do wykonywania specjalistycznych prac, to tylko niektóre z ich ,,grzechów' .
Najgorsze w tych zdarzeniach jest to, że pracodawcy w sposób często podstępny, posługując się szantażem lub obiecując tak zwane ,,złote góry", nakłaniają ofiary do niezgłaszania tego typu zdarzeń lub składania fałszywych zeznań dotyczących tego co się stało.
Wiele wypadków kończy się poważnymi urazami, długotrwałym leczeniem i rekonwalescencją, co skutkuje niemożnością podjęcia pracy w tym czasie.
Są niestety przypadki, gdzie wypadek wyklucza jego ofiarę z rynku pracy na całe życie. Właśnie jeden z takich, najcięższych przypadków chcemy przybliżyć.
Pan Jan pracował przy budowie pensjonatu, gdzie wykonywał wiele różnych zadań, w zależności od potrzeb. Budowa duża, a pracowników jak to zwykle bywa, zbyt mało. Inwestorowi zależało na jak najszybszym zakończeniu prac.
Tego feralnego dnia pan Jan został przydzielony do prac wykonywanych na dachu budynku, który co ważne był pod dużym skosem.
Nie otrzymał żadnych środków ochrony osobistej, dach nie był należycie zabezpieczony, rusztowań również nie było.W trakcie wykonywania prac doszło do tragedii, pan Jan spadł z wysokości trzeciego piętra na ziemię, łamiąc kręgosłup. Został przetransportowany do szpitala, gdzie po kilku operacjach usłyszał, że niestety już nigdy nie będzie chodził.
Jeszcze tego samego dnia pracodawca, będąc w pełni świadomy tego, że jego pracownik nie miał odpowiednich uprawnień do pracy na wysokościach skontaktował się z żoną ofiary i nakłonił ją, aby sfałszowała podpis pana Jana i tym samym potwierdziła, że odbył on odpowiednie szkolenia oraz że wydane mu były środki ochrony osobistej. Oczywiście obiecywał, że zatroszczy się o całą rodzinę ofiary oraz że pokryje wszelkie koszty związane z leczeniem. Warunek był tylko jeden- całą winę za wypadek bierze na siebie pan Jan.
W między czasie na budowie pojawiły się rusztowania, teren został należycie zabezpieczony, a pracownicy wyposażeni w sprzęt ochronny. Pracodawca przygotował się w ten sposób na wizytę Państwowej Inspekcji Pracy.
W prokuraturze pan Jan zeznał zgodnie z umową, całą winę biorąc na siebie. Nikt nie zadał sobie trudu aby zweryfikować sfałszowaną dokumentację oraz zeznania pana Jana oraz świadków zdarzenia, również nakłanionych do złożenia fałszywych zeznań.
Wydawało się, że plan się udał, śledztwo zostało umorzone. PIP nie dopatrzyła się uchybień, a prace na budowie były kontynuowane- inwestor był zadowolony.
Tylko pan Jan, gdy po kilku miesiącach pobytu w szpitalu wrócił do domu zdał sobie sprawę, że został oszukany i pozostawiony z rodziną sam bez środków do życia.
Z zadeklarowanej pomocy pozostały tylko puste obietnice. Pracodawca nie pamiętał już, że na jego budowie doszło do tragedii, za którą przecież był odpowiedzialny. Pan Jan dla niego przestał istnieć.
Rodzina nie mogła się pogodzić z zaistniałą sytuacją, ale żona bała się wracać do sprawy bo była świadoma, że to ona sfałszowała podpisy swojego męża.
Mimo obaw rodzina skontaktowała się z nami i zostaliśmy poproszeni o spotkanie. Pan Jan przedstawił nam swoja historię, tym razem zgodnie z prawdą, nie pomijając żadnych szczegółów.
Po dogłębnej analizie prawnej stwierdziliśmy, że sankcje karne grożące żonie pana Jana za fałszowanie podpisów oraz jemu samemu za składanie fałszywych zeznań są minimalne w porównaniu z korzyściami jakie mogą odnieść.
Śledztwo prokuratorskie ruszyło na nowo, tym razem pod czujnym okiem prawnika z naszej kancelarii.
Równolegle zajęliśmy się sprawą w sądzie cywilnym, gdzie złożyliśmy pozew przeciwko pracodawcy o ponad dwa miliony złotych zadośćuczynienia, odszkodowanie oraz rentę. Wraz z pozwem złożyliśmy wniosek o zabezpieczenie powództwa w postaci renty na czas trwania procesu.
Już na pierwszej rozprawie został przesłuchany pan Jan oraz pracodawca, w którego zeznaniach sąd dopatrzył się wielu nieścisłości i niejasności.
Na tej samej rozprawie przyznana została również renta w wysokości czterech tysięcy złotych miesięcznie.
To dopiero początek, ale dla nas najważniejsze jest to, że Pan Jan odzyskał nadzieję na lepsze jutro oraz wiarę w sprawiedliwość.





Wyślij zgłoszenie

Wyślij e-mail wypełniając poniższy formularz. W trosce o bezpieczeństwo prosimy nie podawać za pomocą formularza informacji poufnych (w tym np. informacji dotyczących finansów)